-Niech Pani
weźmie stąd tego psa!!! – tę sympatyczną frazę słyszał chyba każdy kto ma czelność wyprowadzać psa.
Tysiące razy. Już odwracam się w panice, przygotowana na makabryczny obraz
mojego psa znęcającego się nad jakimś niewinnym stworzonkiem, warczącego na
dziecko lub co najmniej dokopującego się
do jądra ziemi przez czyjeś rabatki. Zamiast tego widzę zawąchanego w
krzaczkach Opala, któremu aktualnie urwał się kontakt z rzeczywistością.
Zakłopotana i skonsternowana zerkam w stronę kobiety w oknie i najuprzejmiej
jak potrafię zauważam, że ,,on tylko sobie wącha”. Pani z pewnością nie należy do
powabnego grona Panienek z Okienka, raczej do Znudzonych Życiem Bab w Oknach.
Kobieta ma około sześćdziesiątki, średnio zadbany ogródek w stylu ,,polska
wieś, lata 70” i wielką
poduszkę ułożoną na parapecie, świadczącą o licznych godzinach jakie jej
właścicielka spędza w tym miejscu.
-Tak, tak, już ja wiem! Będzie
Pani sprzątać! – odgraża się parapetowa amazonka, a ja zastanawiam się czy już
wyjmować woreczek i sprzątać wyimaginowaną kupę czy nadal pertraktować (jakby
nie patrzeć będę musiała tą trasą przejść jeszcze przynajmniej 4 razy w tym
tygodniu). Przywołuję więc uśmiech nr 5, idealny na sytuacje ,,proszę pozwolić
mojemu psu załatwić potrzebę fizjologiczną” i przystępuję do ofensywy.
-Proszę się nie denerwować. On
nic nie zrobił, a jeśli coś się przydarzy, to zaraz posprzątam. Mieszkam tu
niedaleko. – ostatnie zdanie Pani z Okna przetwarza nieco dłużej, zastanawiając
się czy fakt, że być może jesteśmy sąsiadkami zobowiązuje ją do większej
tolerancji. Nie, stanowczo nie. – Niech te Wasze psy s***ą na
własnych ogródkach!
Wzdycham zniechęcona. Ulubiony
argument wszelkich Pań z Okna, Pań Robiących w Ogródkach i Pań z Dziećmi. Nie
mam pojęcia dlaczego w przeciągu trzech minut zostałam mianowana ambasadorką
wszystkich miłośników i właścicieli psów, zobowiązaną do obrony naszego
image’u. Opal zdołał już wsadzić całą głowę w krzaki i osiągnąć wyższą sferę
psiego jestestwa (poranne wiadomości zawsze najciekawsze), więc trzeba było się
jakoś wybronić.
-Ma Pani rację. Mam na ogrodzie
wydzielony dla nich kawałek. Na spacerze robię wszystko, żeby nie brudziły pod
czyimiś domami. – i macham kolorowym woreczkiem. Pani z Okna niechętnie śledzi
spojrzeniem foliową torebkę i nieprzekonana kończy. – To niech robią u siebie,
a nie na czyichś chodnikach.
Koniec. Batalia przegrana. Opal
musiał przerwać czytanie wiadomości poprzednika w połowie zdania
i przenieść się do pobliskiego słupa. Dwunasta Pani z Okna, u której jestem na czarnej liście. Kolejny dom do omijania. Trasy naszych spacerów muszą wyglądać jak tor ruchu Snake’a w grze na komórkę.
i przenieść się do pobliskiego słupa. Dwunasta Pani z Okna, u której jestem na czarnej liście. Kolejny dom do omijania. Trasy naszych spacerów muszą wyglądać jak tor ruchu Snake’a w grze na komórkę.
Ps. Absolutnie nie mam nic do starszych pań, które generalnie bardzo lubię. Żeby nie było, że tak nas ludzie nienawidzą, to przytoczę przyjemną sytuację, która ostatnio mi się przytrafiła. Właśnie pakowałam ,,dzieło" mojego czworonoga tam gdzie jego miejsce, gdy pojawiła się przy mnie starsza pani. ,,Jedyna porządna właścicielka. Daje Pani przykład innym!" - rzuciła mijając mnie. Jednak warto. Nie poddawać się, to może inni zobaczą, że jednak jest nadzieja w społeczeństwie. ;)
Do problemów ,,woreczkowych" z pewnością jeszcze powrócę, bo podobnych sytuacji do Pani z Okna mam średnio trzy na tydzień.
To wszystko i tak jego wina:
Genialnie napisane ;)
OdpowiedzUsuńMiło, że przebrnęliście! :D
OdpowiedzUsuń