czwartek, 1 października 2015

DOROSŁY I DOJRZAŁY



-Dziecko się wyprowadza. – tymi słowami mój sąsiad przywitał się z hodowczynią.
-A ile dziecko ma lat? – spytała kobieta niezbyt ufnie przyglądając się gościom.
-Pięć lat… ale się wyprowadza. – odpowiedział ojciec dziewczynki, szczerze ubawiony.
 Facet z pięcioletnim dzieckiem, które zastosowało szantaż emocjonalny na wysokim poziomie (kup pieska, albo się wyprowadzę) chcą oglądać słodkie, małe cavalierki. Na mur, beton będzie makabra. Kolejne dziecko, mające wziąć odpowiedzialność za małe psie dziecko.


                Swoją drogą nic dziwnego, że skoro dziś sześciolatki ciężko pracują już w szkolnych ławkach, to rodzice słusznie wymagają od nic opanowania odpowiedzialności level hard. Pies to opcja idealna. Nic tak nie przygotuje pięciolatka do życia jak wyprowadzanie szczeniaka, a potem dorosłego psa (jak rodzice dobrze wybiorą to się trafi i 40 kg golden czy inny berneńczyk), karmienie go, pielęgnacja i moja ulubiona i najodpowiedzialniejsza: opieka zdrowotna. Sprzątanie po psie mającym zatrucie pokarmowe hartuje ciało i duszę. Tak, rodzice mają fantastyczne pomysły i wiedzą jak zadbać o atrakcyjne dzieciństwo.
                Wszystko idzie do przodu, w kwestii zwierząt też postęp, ale jednak wciąż i moi znajomi i znajomi znajomych wpadają na szalone pomysły z kategorii ,,kot/pies/świnka morska (przepraszam – kawia domowa) dla dziecka”. Skrajne przypadki sięgają po ,,brata/siostrę dla dziecka”, ale to już nie na moje rozważania.
                Moi rodzice i ja jesteśmy książkowym przykładem jak psa NIE kupować. Pojechaliśmy porozmawiać z hodowcą labradorów i zarezerwować szczenię… kupiliśmy trzymiesięcznego goldena od ręki. Rezultat: miał być labrador – jest golden, miała być suka – jest pies, miał być później – jest teraz. I to ,,JEST” i ,,TERAZ” po chwilowej ekstazie dziewięcioletniej dziewczynki przemieniło się w passe problemów i w ,,omójboże zobacz co ona zjadł”. Nietrudno sobie wyobrazić jak wygląda trzecioklasista usiłujący utrzymać psiego nastolatka, który akurat przeżywa pierwszą wielką miłość (a jakaś suczka mignęła p drugiej stronie ulicy). Ja zapieram się z całych sił w chodnik, a mój, no cóż, mentalnie starszy i dojrzalszy pies patrzy jakby chciał powiedzieć ,,co Ty wiesz o życiu młoda”. I w jego mniemaniu pozostałam nic nie wiedzącą o życiu młodą do ukończenia 14 lat. Jemu przeszły miłości i szczeniackie zachowanie, została krnąbrność, uciekinierstwo i szpanowanie siłą na spacerach. Trzeba przyznać rację, nic nie przykuwa uwagi bardziej niż rozentuzjazmowany pies ciągnący dzieciaka wygiętego w pałąk na drugim końcu smyczy i drącego się w niebogłosy. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym spotkałam na skrzyżowaniu Pana z Psem. Pan stanął po drugiej stronie ulicy, spojrzał podejrzliwie na Kamela, potem nieufnie na mnie, znów na Kamela i wreszcie z powątpiewaniem zapytał: ,,Dasz radę go utrzymać?”. ,,Tak” – odpowiedziałam, złapałam mocniej smycz i siłą woli usiłowałam zamienić się w słup wbudowany w chodnik. Pierwszy raz pies mi się nie wyrwał i tak już zostało, miałam wtedy jakieś 12 lat. Dziś sama jestem takim Panem z Psem i nigdy nie ufam dzieciom wyprowadzającym psy. Trudno mi uwierzyć, że takie ciągane na spacerze dziecko da radę utrzymać burczącego i napinającego się z całej siły pupila, który ma głowę tam, gdzie opiekun ma ramię. Z pewnością dziecko wykaże się w tej sytuacji ,,skrajną nieodpowiedzialnością” i chcąc ratować umęczoną kończynę puści smycz gdy pies się wyrwie. Cóż, sama wiem, co czuje.


                Moje dzieciństwo z Kamelem przypominało relację rodzeństwa. Co dzień prawie krzyczałam ,,Maaamooo, on mnie gryzie”; ,,Mamoo zabierz go”, ,,No mamoo zrób coś.”. Aż dziw, że moi rodzice nie postanowili pozbyć się problemu i oddać do adopcji. Mnie, oczywiście. Co za upierdliwy dzieciak. Pewnego dnia padły nawet buńczuczne słowa ,,Oddajmy go, nie chcę go”. Szczęśliwe, ktoś u góry obdarzył mnie rozważnymi rodzicami i tym razem nie ulegli dziecku. Wzięli odpowiedzialność za błędnie podjętą decyzję i wspólnie zajmowaliśmy się Kamelem, popełniając niezliczone ilości błędów. Chodziliśmy na szkolenia, czytaliśmy i uczyliśmy się żyć z czworonogiem. Dobrze, że trafił się on, bo inny pies już dawno uciekłby gdzie pieprz rośnie, w poszukiwaniu lepszej rodzinki.
                Nie każdy pies jednak miał tyle szczęścia. Znajoma wzięła psa dla dziewięcioletniego dziecka (hmmm, brzmi znajomo) i oddała go po trzech dniach, bo… dziewczynka była zazdrosna.
                Moje małe psie nieszczęście opróżniło całą moją skarbonkę, zjadło ileś klocków, odgryzło Barbie głowę, rozżuło buty, pożarło pracę domową (naprawdę) i przebiegło po mnie kilka razy. Prócz tego, codziennie się do mnie szczerzyło, codziennie się bawiło i po prostu było. I jest nadal. Nie wyobrażam sobie wspomnień sprzed 12 lat bez niego. Przysporzył mi wiele nerwów i bólów głowy, ale też dał wiele lekcji pokory, odpowiedzialności i empatii. Ktoś mnie uczył, że egoizm nie popłaca. Był świetną pomocą wychowawczą dla moich rodziców i rozbudził we mnie pasję na całe życie.


                Mój sąsiad ostatecznie nie kupił psa dla dziecka. Wierzę jednak, że byłby odpowiedzialnym właścicielem, bo uważnie go słuchałam. Nie, nie jestem tak radykalna aby zaraz rozpocząć akcję NIE DLA DZIECI OPIEKUJĄCYCH SIĘ PSIMI DZIEĆMI. Życie ze zwierzęciem to jedno z najlepszych doświadczeń w dzieciństwie, mającym wpływ na dorosłe życie. Warto sprawić dziecku przyjaciela, a nie zepsutą zabawkę do nauki odpowiedzialności. Wtedy lepiej kupić Barbie sprzątającą po psach.


Która swoją drogą trafiła na listę najgorszych prezentów dla dzieci.

Źródło: http://babyonline.pl/najgorsze-prezenty-dla-dzieci-10-zakazanych-prezentow-dla-dzieci,zakupy-dla-przedszkolaka-galeria,2692,r3p1.html