Tak. W końcu musiałam
to przyjąć do wiadomości, zaakceptować i żyć z tym. Mój pies jest chory. I to
bardzo, na przewlekłą i praktycznie nieuleczalną chorobę. Długo zastanawiałam
się jak nazwać to schorzenie i wreszcie wymyśliłam odpowiednie określenie. Opal
ma syndrom nadmiernego wydzielania melatoniny, wskutek umiejscowienia się na
miękkiej powierzchni. Powoduje to nagłe zwiększenie lub zmniejszenie powierzchni
ciała, zwiększenie jego masy i dążenie do rozwalenia się na jak największej
powierzchni legowiska (czyt. łóżka). Osobniki sprawiają wrażenie kompletnej
utraty przytomności, a więc ciężko je przenieść. Dodatkowo po przeniesieniu w
inne miejsce natychmiast ich organizm domaga się powrotu do wcześniejszej lokalizacji.
Ta przypadłość bardzo często pojawia się u cavalierów, ale również i u innych
ras. Tak więc zostałam zmuszona do cierpliwego zmagania się ze schorzeniem
Małej Zarazy. Pół biedy jeżeli kończyło się na zwinięciu w kłębek w nogach. Najwyraźniej
przypadłość musiała się dość daleko posunąć, bo Opal zaczął powoli przejmować
wszystkie powierzchnie na których udało mi się ułożyć. Z łóżkiem czekał aż
zasnę, a potem najciszej jak mógł, wskakiwał i kładł się na samej krawędzi. Później
ostrożnie przechodził na drugą stronę i zamieniał w węża, wyciągając się na
cała długość swojego jamnikowatego ciała. Wszystko robił możliwie
najdyskretniej, abym go nie zauważyła. Potem miało miejsce całkowite rozprężnie
i pies wyciągał się w najlepsze bezceremonialnie, przesuwając mnie bliżej
krawędzi. Tak więc nie raz budziłam się nad ranem, ze zdumieniem orientując
się, że jeszcze chwila, a wylądowałabym na podłodze. Wówczas z pewnością nie odzyskałabym łóżka.
Kupując psa rasy cavalier king charles spaniel
mogłam się spodziewać, że będzie chętniej sypiał na czymś miękkim niż podłodze
– jak przystało na psa królewskiej rasy (o czym zresztą ostrzegały wszystkie strony i fora poświęcone cavikom). Ale Opal nie tylko stanowczo odmówił
położenia się na zimnych płytkach, niewystarczające okazały się także dywaniki,
kocyki i ręczniki. Dopiero na poduszkę spojrzał bardziej przychylniej. Do
doskonałości jednak jej trochę jeszcze brakowało.
Najwyraźniej powiedzenie
,,jak sobie pościelisz tak się wyśpisz” stało się ich rodowym zawołaniem. Na pewno jest to motto Opala. Za każdym razem
musi elegancko wymościć i wytrzepać swoją poduszkę. Trwa to mniej więcej
piętnaście minut i jest tak ważnym rytuałem, że Opal zupełnie nie przejmuje
się, że hałas przewracanej poduszki nie daje pańci spać. Dopiero kiedy poduszka
jest już idealnie strzepana, stara się wybrać pozycję. Najczęściej zmienia ją
trzy razy, aż w końcu zirytowany stwierdza, że poduszka jest źle ułożona i
wszystko od nowa. Jeśli poirytowana wpadam na fatalny pomysł udzielenia
pomocy, polegającej na własnoręcznym strzepaniu i ugnieceniu poduszki,
przyjmowane jest to pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Zaraza wpatruje się we mnie,
aż nie odłożę poduszki, wówczas siada na niej i czeka aż wrócę do łóżka. Gdy
tylko ponownie schowam się pod pierzyną zabawa zaczyna się od początku i trwa
jeszcze dłużej. ,,Bo Ty pańcia nie wiesz jak to prawidłowo zrobić”. Kiedy wreszcie miękkość
posłanka zostanie już w pełni zaakceptowana, z głośnym westchnieniem mówiącym
,,ile z tym roboty” kładzie się spać. Jeżeli jest to akurat zima, zwinie się w kłębek
i uśnie na dobre, jeżeli akurat jest lato stwierdzi, że na poduszce jest za
ciepło i przeniesie się na podłogę. To by było na tyle z rytuału.
Gdy znudziła się poduszka
nadeszła pora na walkę o lepszą miejscówkę: wystarczyło jedno przeciągłe
spojrzenie i już kanapa cała dla niego, ale cóż kanapa! Na niej musi być
jeszcze poduszeczka i kocyk żeby było wygodnie. Ta sama sytuacja powtórzyła się
na plaży: co z tego, że piesek dostał swój psi kocyk, kiedy kocyk pańci jest
bardziej miękki? Co trzeba zrobić? Dyskretnie wsunąć się na kocyk, łapka po
łapce, zwinąć w kłębek na samym skrawku i nikt nie ma nic przeciwko. Jeszcze
się litują jaki biedny, zamoknięty piesek. Wówczas można iść dalej i przypuścić
frontalny atak: ostentacyjnie zepchnąć panią z koca. Wtedy zadowolony czworonóg
sadowi się w najlepszym miejscu po parasolem i pełnym pogardy spojrzeniem
spogląda na uradowanego Kamela rzucającego się w wodę za patykiem. Jemu też
rzucają patyk, a on rzuca im wyniosłe spojrzenie, jasno informujące: ,,Patyk?
Że niby ja mam wchodzić do zimnej wody jak zwykły pies? Po co, skoro mogę leżeć
na ciepłym kocyku?”.
Tutaj dowód na to, że on ,,tak ma" od małego...