czwartek, 5 listopada 2015

Goście, goście.



Podobno Polacy są bardzo gościnni. Podobno psiarze są bardzo towarzyscy. Co jeśli gościnny Polak jest też towarzyskim psiarzem? Najczęściej oznacza to, że w jego domu jest przynajmniej jeden sierściuch o stałej obecności oraz goście pojawiający się z różną częstotliwością. Wspaniale, taki psiarz z pewnością jest szczęśliwym Polakiem. Bywa tylko, że ciut mniej szczęśliwi są goście. Zwłaszcza gdy (o zgrozo!) wśród znajomych trafi nam się taka czarna owca albo i dwie (o zgrozo do potęgi!), które nie przepadają za psami.




            Powiedzmy, że jestem tą szczęściarą, która ma całkiem sporo znajomych i członków rodziny, którzy delikatnie mówiąc nie pałają wielką miłością do braci mniejszych. Nie jestem zwolenniczką stawiania potencjalnych przyjaciół domu przed faktem dokonanym, tzn. dwójką rozmerdanych najszczęśliwszych na świecie, pragnących cały świat przywitać kudłaczy. Kilka razy popełniłam ten błąd i zauważyłam trzy powtarzające się reakcje zdezorientowanych gości.
1.Panika. Dość łatwo ją rozpoznać, delikwent najczęściej zaczyna nerwowo drobić w miejscu, unosić wszystko co ma pod ręką do góry i obsesyjnie powtarzać ,,ZABIERZ GO! ZABIERZ GO!”. Dodatkowo często obraca się wokół własnej osi, co jeszcze bardziej bawi psa, jeszcze bardziej wpędza w panikę gościa, a mnie przyprawia o zadyszkę, bo nie wiem czy łapać psa czy gościa i kto pierwszy dostanie zawrotu głowy.
2.Udawana sympatia. U takiej osoby prawdopodobnie najpierw usłyszymy niepewne ,,Ooo piesek.”, następnie będzie się ona komunikowała nam swoje problemy poprzez pogawędkę ze zwierzakiem. ,,Taaaak, ja lubię pieski, tylko może niekoniecznie kiedy na mnie skaczą, no już już, przywitałeś się tak? No fajny jesteś, ale już starczy, już możesz sobie iść. To jest moja torebka. Nic tam nie ma dla Ciebie. A przepuścisz mnie, przepuścisz mnie, tak?”. Nie ma szans aby taka osoba sama się ruszyła, prawdopodobnie zmianie ułożenia nie ulegnie żadna część jej ciała, tak jak zresztą i psa. Moje najczęściej stoją wtedy przed takim gościem i cieszą się, że ktoś do nich mówi, ale nie bardzo wiedzą co z tym fantem zrobić. Pomóżmy znajomemu przerwać ten kłopotliwy monolog.
3.Ewakuacja. Najczęściej reakcja ta występuje u osób, które często trafiają do domów
z psami. Gość wita się z nami i gdy tylko zobaczy psa, zwinnymi ruchami przedziera się do salonu, dobija do kanapy i zagnieżdża się tam, czasami stosując zaporę w postaci stołu czy ławy. Jeśli jest dobrze wychowany to w biegu zdejmuje buty i przeprosi za porozrzucanie, jeśli jest trochę mniej kulturalny już siedząc zapyta ,,Możesz odłożyć mój płaszcz?”. Torebkę raczej będzie trzymał przy sobie.
Dlatego właśnie informuję nowych znajomych jeszcze ZANIM staną w progu. Hasło ,,Uwaga, mam psy” najczęściej wywołuje lekkie tężenie twarzy i życzliwie wylękniony uśmiech oraz ,,Aha”, po którym następuję seria pytań i próśb. ,,Duże są?” ,,Ale mnie nie ugryzą?” ,,Dużo ślinią?” oraz moje ulubione ,,A możesz je gdzieś zamknąć?”. Zastanawiam się czy chodzi wtedy o wykupienie im kilkugodzinnej miejscówki w jakimś psim Alcatraz czy może jednak oddanie jednego z pokoi. Nie raz kusiło mnie, aby zapewnić, że oczywiście psy zostaną zamknięte w jedynej łazience w mieszkaniu.
Kiedy już delikwenci zjawią się, uda się opanować ich ewentualną panikę oraz euforię psów, następuje uważna kontrola zachowania zwierząt. ,,Co on robi?”; ,,On mnie chyba chce polizać.” (naprawdę nie wiem skąd obiegowa opinia, że życiowym celem psów jest lizanie wszystkiego co się rusza); ,,Czego on chce?”; ,,Nie zje mi telefonu?”. Na szczęście większość moich gości po pierwszej wizycie zakumplowała się z Kamelem i Opalem, a jeśli nie to przynajmniej się tolerują. Niektórzy aż za bardzo.



Tutaj należy poruszyć problem, którym jest fakt, że moi znajomi są często przyjaciółmi moich psów. Ile razy z rozpaczą usiłowałam kontynuować rozmowę
z koleżanką, która akurat zajęła się tuleniem i mizianiem Opala, który wpakował się jej na kolana i zamiast jej głowy widzę jego uszy. Co gorsza, koleżanka nie ma nic przeciwko? Tak samo jak ta, nad którą stałam powtarzając pytanie ,,Na pewno nic Ci nie jest?” gdy ta tarzała się po podłodze z Kamelem. Jest to stosunkowo przykre, ponieważ to ja zabieram wszystkie buty gości jakie golden zmieści do pyska, to ja odwołuję je od stołu, ja każę im przestać wymuszać głaskanie/jedzenie/weźmnienakolanka. Ostatecznie psy z radością pędzą do moich długoletnich znajomych, mnie ignorując i jeszcze posyłając na koniec triumfalne spojrzenia. Jeśli jeszcze ktoś nie ma pretensji o obśliniony but, a nawet się ucieszy to już jest ich królem!
Sprawa wygląda więc tak, że moje psy naprawdę rzadko liżą gości, natomiast oni dość często je całują.