Każdy właściciel
psa wcześniej czy później zrobi listę umiejętności/pseudoumiejętności swojego
czworonoga. Ulubionych, najefektowniejszych, najprzydatniejszych bądź tych, które
najbardziej uprzykrzają życie. Moje psy mają każdą z tych list. Z racji, że
wszystkie są stosunkowo długie (a szczególnie ta ostatnia), wybrałam po pięć
najbardziej znaczących. I tak, Czarna
Lista Kamela:
-otwieranie furtki (aby wybrać się na samotny bieg po osiedlu)
-dobieranie się do śmieci każdego gatunku (i urządzenie konkurencji
,,Zjedz ile wlezie w 15 sekund zanim przyjdzie właściciel Twój lub śmieci”)
-głuchnięcie na wołanie właściciela, gdy jego zdaniem nie chcemy nic
ważnego (rzadko kiedy chcemy coś ważnego)
-podkopywanie każdego ogrodzenia (aby udać się na
samotny spacer)
-wyłudzanie jedzenia od każdego ( konkurencja ,,Daj szybko, zanim
pańcia zauważy”)
-obrót
-turlanie się
-,,zdechł pies”
-czołganie się
-ukłon.
Podczas pewnych
pokazów dla szkoły moja nieszczęsna lista zmuszona była przejść egzamin. Nie
zdała. Pies wykonywał po kilka razy obroty, turlanie, skakanie przez nogi i
ręce, stawał na dwóch łapach, padał martwy i ożywał na moje polecenia,
szczekał, podawał przedmioty, nosił smycz, zdejmował rękawiczki, ,,targetował”
tyłem… dziecięca widownia obserwowała to z umiarkowanym zainteresowaniem. Co
jakiś czas któraś nauczycielka uśmiechała się życzliwie, ale generalnie na ich
twarzach królował face palm. ,,Pewnie mieli tu już lepszych” pomyślałam.
Zrozpaczona wyciągnęłam puste pudło i kazałam Opalowi powkładać zabawki i rękawiczki.
Ze strony widowni nadal cisza i lekkie znudzone szemranie. Moja pamięć włączyła
piąty bieg i rozpoczęła przyspieszone wyszukiwanie ,,sztuczki ostatecznej”. W
desperacji sięgnęłam po jedną z pierwszych sztuczek jakich uczyłam Opala. Proste,
krótkie i mało widowiskowe. No, ale tonący i deski z drzazgami się chwyci. Poprosiłam
psa żeby wskoczył na krzesło, tak aby go wszyscy widzieli. Przysiadłam przed
nim. ,,Przybij piątkę, Opal!”. Pół sekundy ciszy, bałam się odwrócić i wtedy widownia
jakby zmartwychwstała. Wszyscy się pochylili rozradowani, dzieciaki się śmiały,
nauczycielka prosiła o powtórkę… i kolejną… i kolejną. Przybijał piątkę 7 razy
nadal wywołując euforię.
Jakiś czas
później rozmawiałam z koleżanką szkolącą swoją labradorkę. Koleżanka porusza
się na wózku i szkoliła suczkę na swojego pomocnika. Opowiedziała mi o
reakcjach ludzi obserwujących jej pracę z psem. ,,Nieraz każę jej podawać
przedmioty, dostawiać się do wózka, pchać go, zostawać na miejscu, otwierać
szafki, zamykać drzwi… a oni obserwują to bez emocji i zawsze pytają czy umie
podać łapę albo przybić piątkę. Wiesz jacy są później zachwyceni?!”
Najwyraźniej
zasada mówiąca o prostych rozwiązaniach jest prawdziwa. W razie potrzeby zawsze
korzystajcie z ,,piątki”, spisze się na… 5 (bardzo oryginalne). Nie wiem może działa tutaj jakiś
efekt nakręcanej zabawki, trzydziesty robi ten sam, prosty gest, a ciągle bawi.
Swoją drogą, czy pies przybijający piątkę nie kojarzy się Wam z tym japońskim kotem szczęścia? On mnie jakoś tak przeraża, może tutaj tkwi fenomen sztuczki?