piątek, 22 maja 2015

Maneki-neko




        Każdy właściciel psa wcześniej czy później zrobi listę umiejętności/pseudoumiejętności swojego czworonoga. Ulubionych, najefektowniejszych, najprzydatniejszych bądź tych, które najbardziej uprzykrzają życie. Moje psy mają każdą z tych list. Z racji, że wszystkie są stosunkowo długie (a szczególnie ta ostatnia), wybrałam po pięć najbardziej znaczących.  I tak, Czarna Lista Kamela:
-otwieranie furtki (aby wybrać się na samotny bieg po osiedlu)
-dobieranie się do śmieci każdego gatunku (i urządzenie konkurencji ,,Zjedz ile wlezie w 15 sekund zanim przyjdzie właściciel Twój lub śmieci”)
-głuchnięcie na wołanie właściciela, gdy jego zdaniem nie chcemy nic ważnego (rzadko kiedy chcemy coś ważnego)
-podkopywanie każdego ogrodzenia (aby udać się na samotny spacer)            
-wyłudzanie jedzenia od każdego ( konkurencja ,,Daj szybko, zanim pańcia zauważy”)


        Opal też ma swoją Czarną Listę ale do niej pewnie powrócę jeszcze wielokrotnie do listy żywieniowej Kamela również (oj, na pewno). Tym razem jednak udowodnię, że mój pies ma też to fajniejsze oblicze. Ponieważ zdarzało nam się brać udział w różnych pokazach z jedną z poznańskich szkół dla psów, zrobiłam mu listę ulubionych sztuczek. Znalazły się na niej:
-obrót
-turlanie się
-,,zdechł pies”
-czołganie się
-ukłon.
       Podczas pewnych pokazów dla szkoły moja nieszczęsna lista zmuszona była przejść egzamin. Nie zdała. Pies wykonywał po kilka razy obroty, turlanie, skakanie przez nogi i ręce, stawał na dwóch łapach, padał martwy i ożywał na moje polecenia, szczekał, podawał przedmioty, nosił smycz, zdejmował rękawiczki, ,,targetował” tyłem… dziecięca widownia obserwowała to z umiarkowanym zainteresowaniem. Co jakiś czas któraś nauczycielka uśmiechała się życzliwie, ale generalnie na ich twarzach królował face palm. ,,Pewnie mieli tu już lepszych” pomyślałam. Zrozpaczona wyciągnęłam puste pudło i kazałam Opalowi powkładać zabawki i rękawiczki. Ze strony widowni nadal cisza i lekkie znudzone szemranie. Moja pamięć włączyła piąty bieg i rozpoczęła przyspieszone wyszukiwanie ,,sztuczki ostatecznej”. W desperacji sięgnęłam po jedną z pierwszych sztuczek jakich uczyłam Opala. Proste, krótkie i mało widowiskowe. No, ale tonący i deski z drzazgami się chwyci. Poprosiłam psa żeby wskoczył na krzesło, tak aby go wszyscy widzieli. Przysiadłam przed nim. ,,Przybij piątkę, Opal!”. Pół sekundy ciszy, bałam się odwrócić i wtedy widownia jakby zmartwychwstała. Wszyscy się pochylili rozradowani, dzieciaki się śmiały, nauczycielka prosiła o powtórkę… i kolejną… i kolejną. Przybijał piątkę 7 razy nadal wywołując euforię.
                Jakiś czas później rozmawiałam z koleżanką szkolącą swoją labradorkę. Koleżanka porusza się na wózku i szkoliła suczkę na swojego pomocnika. Opowiedziała mi o reakcjach ludzi obserwujących jej pracę z psem. ,,Nieraz każę jej podawać przedmioty, dostawiać się do wózka, pchać go, zostawać na miejscu, otwierać szafki, zamykać drzwi… a oni obserwują to bez emocji i zawsze pytają czy umie podać łapę albo przybić piątkę. Wiesz jacy są później zachwyceni?!”
                Najwyraźniej zasada mówiąca o prostych rozwiązaniach jest prawdziwa. W razie potrzeby zawsze korzystajcie z ,,piątki”, spisze się na… 5 (bardzo oryginalne). Nie wiem może działa tutaj jakiś efekt nakręcanej zabawki, trzydziesty robi ten sam, prosty gest, a ciągle bawi. 


Swoją drogą, czy pies przybijający piątkę nie kojarzy się Wam z tym japońskim kotem szczęścia? On mnie jakoś tak przeraża, może tutaj tkwi fenomen sztuczki?

poniedziałek, 4 maja 2015

Przepraszam, czy można (...) pieska?


    GŁASKACZE

               
               
               Co najbardziej irytuje człowieka pracującego z psem? Inne psy biegające luzem i przeszkadzające w ćwiczeniach?  Owszem. Koty przechodzące przez ulicę, kiedy usiłujemy skupić psa. Również. (ach te okropne kocie sierściuchy, z jakiej racji w ogóle roszczą sobie prawa do spokojnej egzystencji, kiedy biedny, unieszczęśliwiony pies chce się w pełni oddać pracy, koniecznie należy je unicestwić). Porozrzucane wszędzie jedzenie? Oczywiście. (swoją drogą to miłe, że ludzie nie chcą aby coś się zmarnowało i zostawiają to dla ,,ptaszków i kotków”, zaskakujące  tylko, że nie zauważyłam kiedy gołębie przerzuciły się na konsumowanie kawałków szynki, a koty na chipsy) Porozbijane szkło, gwoździe, hałasujący ludzie… (aj, panowie spod monopolowego, kultury!) dobrze, sporo tego. Chyba jesteśmy nerwowymi ludźmi. Jest jednak coś co drażni właściciela psa w szczególności. Ludzie głaszczący psa – to zbrodnia nie do wybaczenia!




                Chyba każdy spotkał się z sytuacją: pracujemy z psem  i nagle podchodzi do nas pewien człowiek (z dzieckiem bądź bez, ale ten rodzaj nader często występuje z dzieckiem) i pyta czy może pogłaskać pieska (dziecko, oczywiście). Często głaszcze go nie czekając na odpowiedź (dziecko często wcale nie chce go głaskać, więc rodzic pokazuje, mówi jaki piesek milutki i jak lubi być głaskany, a dziecko i tak ostatecznie nie głaszcze albo paca psa po głowie). Psy reagują na trzy sposoby: wielka radość i zachwyt, włażenie obcemu człowiekowi na kolana i oczekiwanie miziania przez następną godzinę (wszelkie skupienie diabli wzięli – Opalu Mała Zarazo Czeredo Kusego jak Ty się zachowujesz?!); nagle wyrwany z trybu pracy pies siedzi nieruchomo zdezorientowany i niezdolny do jakiejkolwiek reakcji (głaskacz zachwycony jaki grzeczny i spokojny piesek, a jaki mądry); pies stanowczo woli zostać w trybie pracy i głaskacz zostaje pogoniony warknięciem albo kłapnięciem na wyciągniętą rękę (co za paskudny, groźny pies, powinien chodzić w kagańcu i na smyczy). Czasem występuje czwarta opcja, w przypadku psa lękliwego: głaskacz wyciąga rękę, a przerażony pies z oczami jak spodki, wyskakuje na drugą stronę ulicy ciągnąc zaskoczonego właściciela posiadającego w tym momencie stan skupienia ,,worek z piaskiem” (k*** Kamel ja b*** j8gg%# STÓÓÓJ!!!). I najczęściej pies szczęśliwie ląduje na chodniku, a przed właścicielem rozkraczonym na środku ulicy z piskiem opon hamuje samochód (przeżyłam!). Zawiedziony głaskacz spokojnie idzie sobie dalej.
                Sposoby radzenia sobie z namolnymi przechodniami są różne. Ludzie starający się być stosunkowo mili zwracają uwagę ,,proszę nie głaskać psa”. Poziom skuteczności: stosunkowo niski.  Na poznańskim DCDC pojawił się pewien pan, miłośnik wszystkich psów. Głaskał, ściskał i tulił (dosłownie) wszystkie napotkane psy. Wreszcie trafił na jedną z trenerek i jej podopieczną. Suczka była po przejściach i nie tolerowała ludzi. Pan nie przejął się ostrzeżeniami (buńczuczna mentalność w wersji psiarzowej ,,ja nie pogłaszczę?!”) i objął suczkę.  Panna capnęła go perfekcyjnie prosto w nos. Mężczyzna podniósł się błyskawicznie, chwycił za uszkodzony narząd węchu i ulotnił się bez słowa.  Być może dlatego mniej liberalnie właściciele wymyślają wymówki takie jak ,,pies ma zapalenie skóry”; ,,gryzie” itp. Skuteczność: znacznie wyższa, mina głaskacza: bezcenna. Opcja z rzuceniem stwierdzenia ,,Prawda, że wyjątkowo łagodny ten mój pitbull?” nawet w przypadku goldena również może dostarczyć radochy właścicielowi psa. Mina głaskacza już nie będzie bezcenna, bo kurz, który za sobą pozostawi zasłoni cały widok.
                Co ciekawe mało kto przejmuje się psami w kamizelkach. Powinniśmy się chyba przyzwyczaić, że w świecie, w którym tabliczki ,,UWAGA! NIE WCHODZIĆ”; ,,WSTĘP WZBRONIONY!”; ,,NIE DOTYKAĆ!”; ,,NIE ZASTAWIAĆ!” wywołują jakiś syndrom Pandory, nie można oczekiwać szacunku dla psiej kamizelki. Wielu opiekunów psów asystujących, ratunkowych czy przewodników skarży się, że pomimo psa opisanego ,,Nie przeszkadzaj. Pracuję.”, notorycznie ktoś chce go głaskać, karmić (?!)
i przytulać. Swoją drogą fascynująca jest jakaś zbiorowa obsesja na karmienie zwierząt: mogę nakarmić pieska/kotka/konika/słonika/wielorybka? Dobra, sama przyznaję, że uwielbiam karmić królika koleżanki – tak fajnie wciąga tę pietruchę.
                Może u nas po prostu wszystko działa na odwrót.
  Z powodu niechęci do popularnych tabliczek ostrzegawczych, kupiłam Opalowi inną. Uśmiechnięty czworonóg, a na niej napis ,,Uwaga! Dobry pies!” i przywiesiłam na klatce. Klatkę postawiłam na stoisku podczas Kejtrówki (poznańska psi ,,festyn”). Przeszedł obok niej chłopczyk przyglądający się merdającemu cavalierowi i tabliczce. Zobacz mamo  - powiedział po chwili – a tam jest ,,Zły pies!”. Wniosek na dziś: aby pozbyć się głaskaczy należy chodzić z psem w kamizelce ,,Głaszcz mnie”. Efekt: murowany. :D